I my też wiemy świetnie, że dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę!
Śp. prezydent Lech Kaczyński tymi oto słowami wypowiedzianymi w 2008 roku, zapowiedział agresywną politykę Kremla. Miał rację. Dziś Ukraina stoi przed możliwością inwazji Rosji. Jeśli tak się stanie, w bardzo szybkim czasie Estonia, Łotwa i Litwa znów wrócą w orbitę upadającego Imperium Rosyjskiego.
Rosyjski Korwin-Mikke/Janusz Palikot — Władimir Żyrinowski wieszczy inwazję na Polskę. Czy tak może się stać? Polska musi być świadoma, że aktualna polityka zagraniczna jest na rękę Putinowi, gdyż Polska nie jest podmiotem, a przedmiotem geopolitycznej układanki Europy. Francja, Wielka Brytania, Włochy i niechętnie Niemcy mogą nas oddać Rosji, w zamian za handel.
Jaka powinna być geopolityka Polski? Czy NATO (czyt. Stany Zjednoczone) nam pomoże? Z przeszłości wieje wiatr nieufności do egzotycznych sojuszy. Co należy zrobić w takim razie?
Jedynym naszym gwarantem będą Stany Zjednoczone Ameryki. Zapewne większość osób czytając te słowa uzna mnie za nowego Becka, który wierzy w egzotyczny sojusz. Większość z tych osób zapewne nie wie, że do 1935 roku politykę zagraniczną prowadził Józef Piłsudski rękami marionetki (czyli J. Becka). Wtedy była ona niezwykle pragmatyczna, gdyż polegała na niezwykle bliskich stosunkach z III Rzeszą (odsyłam do książki P. Zychowicza Pakt Ribbentrop-Beck ). Dzięki niepisanemu sojuszowi mogliśmy narzucić pakt o nieagresji ZSRS i dawało to możliwość Francuzom zabiegać o nas (Francuzi chcieli nas w ten sposób odsunąć od Rzeszy), co pozwoliło nam później łatwiej dostać kredyty na budowę Centralnego Okręgu Przemysłowego. Gdy Piłsudski zmarł, Beck niespecjalnie wiedział co robić — to on zawiódł nas w 1939 roku.
Stany Zjednoczone mogą nam zagwarantować bezpieczeństwo i pieniądze na rozwój, pod jednym warunkiem. Muszą zobaczyć, że warto w nas zainwestować. Jeden z najwybitniejszych analityków geopolitycznych na świecie, George Friedman, wyraża się jasno: Chcecie gwarancji USA? Pokażcie, że warto na was stawiać. My nie wyślemy naszych chłopców, naszych pieniędzy i technologii leniom.
Nasze zbliżenie ze Stanami wymaga niezwykle aktywnej polityki naszego MSZ. Co zatem należy zrobić?
Pierwszy krok został obiecany przez człowieka, którego trudno pochwalić za cokolwiek. Gdy prezydent Obama 3 czerwca ogłosił, że poprosi Kongres o miliard dolarów na wsparcie wojskowe sojuszników USA w Europie, Prezydent Komorowski odpowiedział, że Polska podniesie wydatki na zbrojenia. O dziwo, reakcja Komorowskiego jest taka jaka powinna być.
Stany „dają” pieniądze na zbrojenia tylko tym, którzy tego naprawdę chcą — jeśli się chce, to wykonuje się pewną pracę (liberalizm amerykański). Zrozumiały to Niemcy po obu wojnach, które najmocniej zaczęły dokonywać w swoim kraju reform gospodarczych — dzięki czemu stały się największymi beneficjentami kredytów (plan Younga po I wojnie i plan Marshalla po II wojnie).
Dlaczego tak? Gdyż jest to efekt nie tylko liberalizmu, ale też i pragmatyzmu.
Pożyczone pieniądze Republice Weimarskiej, a później RFN, trafiały do… Stanów Zjednoczonych! Pożyczka była na rozruch gospodarczy co powodowało, że społeczeństwo niemieckie po jakimś czasie chciało samochodów, telewizorów, pralek, kuchenek, itd. Kupowano to w Stanach Zjednoczonych. Na podobnej zasadzie funkcjonowałby miliard dolarów na armię. Jeśli Polska polityka zbrojeniowa będzie nie tylko chciała być nowoczesna (jak teraz), ale zacznie prowadzić wydatki na innowacyjność i zakup nowych technologii, USA pożyczą nam te pieniądze, jeśli wydamy je u nich.
Drugim najważniejszym zadaniem dla Polski jest odejście od bliskich stosunków z Niemcami. Amerykańskie podsłuchy w Niemczech dobitnie pokazują, że Stany już nie ufają Berlinowi, jak było jeszcze to dwadzieścia lat temu. Także coraz bliższe stosunki Berlina z Moskwą nie są specjalnie doceniane przez Waszyngton.
Biały Dom w swojej oficjalnej strategii geopolitycznej jest entuzjastą federalizacji Europy. Wynika to z faktu, że Ameryka powstała na bazie odrzucenia historii europejskiej przez kolonizatorów, a przyjęciu nowej, wspólnej amerykańskiej. Stany Zjednoczone Europy mogłyby być podobne do USA: silne ekonomicznie, posiadające wspólną armię. Stany Zjednoczone nieoficjalnie jednak grają na jak największe rozbicie Europy, tak by bez długiego ramienia USA (Anglików) nic nie mogło się stać. Silne Niemcy, które zaczynają być coraz bardziej samodzielne — to najgorszy scenariusz dla Amerykanów. By Polska mogła być bardziej wiarygodna dla Białego Domu, musiałaby przestać ślepo wspierać we wszystkim Berlin.
USA zazwyczaj nie współpracują z przedmiotem gry geopolitycznej, a z podmiotem. W tym celu Polska musi udowodnić, że jest nie tylko pionkiem w grze, ale także i graczem. Friedman w swojej ostatniej książce sugeruje, że USA poważniej by traktowała nasz kraj, gdyby Polska rozpoczęła grę o odtworzenie idei polityki jagiellońskiej z elementami doktryny międzymorza. Jest to dla naszego kraju najtrudniejszym ruchem do wykonania. W Bułgarii, Słowacji i przede wszystkim na Węgrzech panujące ekipy rządzące wspierają Moskwę.
O ile polityka tych państw wynika z czystej kalkulacji politycznej, to inne trudności możemy mieć z Litwą i Ukrainą.
Litwa prowadzi niezwykle antypolską politykę. Ostatni spis ludności na Litwie (2011 r.) pokazuje, że jest ledwo 84,2% procent Litwinów. Polacy stanowią 6,6% mieszkańców, natomiast Rosjanie 5,8%. Antypolska polityka wynika z poczucia zagrożenia ze strony Polaków, którzy w wyborach parlamentarnych są wstanie wprowadzić kilku posłów. Należy też zaznaczyć, że w każdych następnych wyborach poparcie dla Akcji Wyborczej Polaków na Litwie rośnie o jeden punkt procentowy (w ostatnich wyborach krajowych wyniosło 5,83%). Oznacza to, że Polacy są niezwykle zmobilizowanych elektoratem. W wyborach do Europarlamentu poparcie dla mniejszości polskiej wynosi mniej więcej 8% (przy 7% progu wyborczym). Rosjanie natomiast od dawna niespecjalnie mogą się przebić ze swoją partią polityczną poza samorządy. Lider Związku Rosjan Litwy wszedł do Sejmu w ostatnich wyborach do parlamentu, jednak z listy lewicowej Partii Pracy. Oznacza to, że Rosjanie osiągają jakieś sukcesy polityczne tylko w kręgu dawnych aktywistów komunistycznych.
Rosjanie są liczną mniejszością narodową, jednak słabą wewnętrznie — dlatego Litwini nie obawiają agresywnych dążeń z ich strony. Silna i liczna mniejszość Polska na Litwie budzi niezwykle duże zagrożeni w tym dość młodym narodzie. Litwini niezwykle boją się Polaków, gdyż ich przodkowie jeszcze dwieście lat temu byli tymi którzy służyli, nie panowali. Na przestrzeni dziejów Unii polsko-litewskiej szlachta i magnateria litewska by stać się elementem cywilizacji Zachodu, z pokolenia na pokolenie coraz bardziej się polonizowała, aż w połowie XIX wieku każdy wykształcony obywatel, nie robiący w polu czuł się Polakiem. Wiosna Ludów, a potem nadejście nowej epoki przyniosło poczucie jedności wśród uboższej warstwy społecznej. Ta już nie była tutejsza, lecz litewska. Pan stał się Polakiem, chłop uciemiężanym Litwinem, do którego należą te ziemie. Niechęć do Polaków pogłębiła się jeszcze mocniej, gdy Piłsudski zechciał mieć swoje rodzinne ziemie pod polską kontrolą. Mniejszość Polaków na Litwie to są właśnie ci dawni panowie. Dlatego niechęć Litwinów wynika z pewnego poczucia kompleksu, strachu przed powrotem panów i dążenia do inkorporacji Litwy na rzecz Polski.
Polska polityka wobec Litwy powinna zatem być niezwykle delikatna. By nasze stosunki się polepszyły, należałoby zagwarantować nienaruszalność granic Litwy, dać im do zrozumienia, że są naszym równorzędnym partnerem politycznym, z którym możemy współpracować, lecz nie naciskając na nich. Pod żadnym pozorem nie wolno nam pokazywać, że w tym okręgu geograficznym, to my jesteśmy lepsi. Uznanie dokonań litewskiej gospodarki i rozwoju jest niezwykle wskazane.
Problem ukraiński jest bliźniaczo podobny, ale nie jednowymiarowy, jak z Litwą.
Pierwotnie to Ukraina wydała na świat Rosjan, tworząc Ruś Kijowską. Ta przegrała z historią, z Wikingami, z Waregami (którzy ostatecznie przenieśli centrum Rusi do Nowogrodu), z Polakami i ostatecznie z Litwą. Polskie miasto Lwów zostało założone w 1250 roku przez księcia Daniela I Halickiego z dynastii Rurykowiczów (dynastii rządzącej na Rusi). Po różnych perturbacjach na prawie wcześniej napisanego spadku miasto przeszło w ręce Polaków. Pozostała część tych ziem stała się elementem Wielkiej Litwy, by następnie stać się częścią składową I RP. Znów litewska elita w drodze do westernizacji, stworzyła podział na panów-Polaków, chłopów-tutejszych.
W okresie XX-lecia międzywojennego, a w szczególności po rzezi wołyńskiej, wspólna niechęć stała się jeszcze mocniejsza. Niezwykle trudno przekonać ukraińskiego patriotę do przyjaźni z Polakami, i na odwrót. Na szczęście społeczne problemy nie są problemem elity politycznej. Ta, pomijając Partię Swoboda, jest w stanie współpracować otwarcie z Polakami. Niestety na tym poziomie tworzy się następny problem, do budowy jedności. Mimo wspólnej sympatii obu elit politycznych, liczą się tez interesy. Od udanej pomarańczowej rewolucji partia Julii Tymoszenko, Batkwiszczyna, bardziej się widzi pod egidą Berlina, nie Polski. Należy zaobserwować, w jakiej zażyłości żyje Angela Merkel z Julią Tymoszenko. W momencie wygrania tejże partii w najbliższych wyborach parlamentarnych, może dojść do zbliżenia Kijów-Berlin. Niemcy prowadzą własną grę , która uderza niezwykle mocno w naszą.
Dla Niemiec, Ukraina jest istotna z kilku względów. Prozachodnia część Ukrainy, to potencjalni nowi nabywcy niemieckich produktów, nowe tanie niemieckie fabryki i wpływy Berlina w Kijowie.
Berlin swoją siłę w Europie buduje na państwach Europy Środkowo-Wschodniej, które wspierają politykę Pani Kanclerz, dzięki czemu pieniądze z Unii trafiają do takich krajów jak np. Polska, które w zamian za dotacje ślepo, często godząc w samych siebie, wspierają Niemcy. Nie wykluczone, że Niemcy i tak też postrzegają Ukrainę, choćby jej zachodnią część. Potencjalna Zachodnia Ukraina, w Unii Europejskiej to kolejny sojusznik Niemiec w polityce unijnej. Dlatego też delikatnie Niemcy wspierają rządy Jaceniuka, a szczególna sympatia Pani Kanclerz do Julii Tymoszenko ma swoje uzasadnienie…
Dla Niemców podział Ukrainy byłby zbawiennym rozwiązaniem — o którym publicznie nie wolno się wypowiadać — bo wyciągnąłby Berlin z kłopotliwej sytuacji, w jakiej się znalazł. Rosja jest jednym z największych partnerów handlowych Niemiec, a gazociąg Nord Stream jeszcze bardziej to pogłębia, przez co powstała pewna nić zależności obu krajów, z pewną przewagą Rosji. Głośne mówienie o uwolnieniu Ukrainy z rąk Rosji potencjalnie zaostrza stosunki obu krajów. Idealnym rozwiązaniem problemu byłaby cicha zgoda na podział Ukrainy na część rosyjską i część niemiecką — Wilk syty i owca cała.
Co w takim razie powinna zrobić Polska? Powinna to być niezwykle mocna integracja gospodarcza. W grę wchodzi możliwość bezproblemowego przesyłu surowca ludzkiego w obie strony, zniesienie jakichkolwiek ograniczeń gospodarczych, a przede wszystkim wspieranie prezydenta Poroszenko. Tymoszenko, Jaceniuk i Kliczko są politykami, którzy są skłonni zostawić Polskę, a pójść do Berlina. Poroszenko na dzień dzisiejszy wydaje się bardziej pragmatykiem i realistą politycznym. Jego stanowcza polityka wobec separatystów jest hamowana przez premiera Jaceniuka, który swoimi działaniami raczej chce się przypodobać Brukseli, niż zwalczyć separatystów. Dodatkowym smaczkiem, jest wyrażana przez niego chęć budowania własnego zaplecza politycznego, zdolnego do wygrania wyborów parlamentarnych na jesieni. Jeśli Polska wsparłaby ten polityczny projekt możliwymi sposobami, przekonałaby wysokich urzędników Białego Domu, by uścisnęli sobie dłoń z prezydentem Ukrainy. Wdzięczność i chęć współpracy prezydenta Poroszenko byłaby pierwszym akordem do ścisłej współpracy w przyszłości. Trudność stanowiłoby przekonanie obu patriotyczno-nacjonalistycznych stron do zaprzestania wiecznego opowiadania o wzajemnych zbrodniach. Łatwiej możnaby to zrobić po stronie ukraińskiej, gdyż prezydent Poroszenko ma do ogrania partię typowo nacjonalistyczną, Swobodę. W Polsce są to grupy wewnątrz partii, która najbardziej dąży do zjednoczenia — PiS. Dlatego należy pomijać ten temat w naszym kraju.
Łotwa i Estonia po Ukrainie są najbardziej zagrożone ingerencją Rosji. Mniejszość rosyjska stanowi w obu krajach powyżej 20%. Oba kraje posiadają w miarę stabilną gospodarkę. Dlatego celem polskiego MSZ powinno być raczej nieprzekonywanie do integracji gospodarczej (ale od tego i tak trzeba było od tego zacząć ), ale przykrycie tych państw polsko-amerykańskim parasolem bezpieczeństwa. Do tego zadania, niezwykle mocno będziemy potrzebowali pomocy Stanów.
Gruzja natomiast to zupełnie inna bajka. Społeczeństwo w tym kraju jest najbardziej antyrosyjskie w naszym obszarze działań. Sposobem na przekonanie Gruzinów jest wspólne odwołanie się do bliźniaczo podobnej historii (odsyłam do: Gruzja-zniszczony raj na ziemi).
Powstanie wspólnego bloku państw omówionych szczegółowo, przekonałoby Węgrów, Słowaków, Rumunów, Bułgarów, że istnieje blok państw, w którym partnerzy są bardziej równorzędni, są na dorobku i mają przyjaciela zza oceanu, który polskimi rękami modernizuje wskazany przez Polskę kraj.
Polska i możliwa Unia Środkowo-Wschodnia to nie jedyny kierunek naszego zainteresowania w celu budowy naszej pozycji. Stany Zjednoczone posiadają w swoim arsenale sojusznika, który dziś powoli przebudza się ze snu, dając sygnał do powstania nowej cywilizacji, innej niż te dziewięć, znanych nam z historii świata. Dojdzie do powstania cywilizacji tamerlańskiej(tatarskiej).
Historycznie najazdy Tatarów oznaczały wybitnie uzdolnionych wojennych Nomadów, którzy przybywali i odchodzili chwile potem. Byli oni podatni na pewną nową dla nich religię — Islam. Islam, który zjednoczył rozbite plemiona arabskie w wielką cywilizację okresu naszego średniowiecza, miał ogromną trudność wśród ludu tatarskiego, którego pierwotna agresywność była mocniejsza niż podporządkowanie się Chanowi, co by nie powiedzieć niezwykle rygorystycznej religii, przyjętej tylko dlatego, że wyznawcy Mahometa byli głównymi partnerami handlowymi dla dzikich przybyszów. Dopiero obalenie w Turcji Sułtanatu i rządy Kemala Ataturka dały impuls do budowy cywilizacji tamerlańskiej. Wcześniej wszystko było podporządkowane pod islam: religia, ubiór, kultura, język. Ataturk liberalizując Turcję, dał jej poczucie swojej odrębnej tożsamości. Zmieniono nawet alfabet, gdyż arabski nie pasował do tureckiego.
Zmieniła się rola wiary. Islam podporządkowano ludom tureckim.
Gdy podniesie się Turcja, podniesie się Uzbekistan, Kazachstan, Tadżykistan, Kirgistan i wiele innych mniejszych „Stanów”.
Dla Polski naturalnym sojusznikiem będzie właśnie Turcja. Wspólna niechęć, a także wspólna chęć zdobycia przewagi nad Rosją, będą się pokrywały, co należy wykorzystać. Ukłon w stronę Ankary należy wykonać niezależnie od przebiegu budowy bloku Środkowo-Wschodniego. Turcja jest skłonna do zacieśniania relacji z Lechistanem już teraz. Doskonałe relację z Turkami gwarantują nam jeszcze większe poczucie bezpieczeństwa, a także większe pole manewru.
Wznosząca się gospodarczo i militarnie Polska, która buduje swoją strefę wpływów poprzez zacieśnianie współpracy bloku Środkowo-Wschodniego, to państwo, które może i będzie wspierać Ameryka. Stany złapią w ten sposób kilka wron za ogon jednocześnie. Przyblokują tandem niemiecko-rosyjski, stworzą bazę lojalnych sojuszników i partnerów handlowych.
Budowa bezpieczeństwa państwa polskiego powinna się opierać o sojusz ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki. Największym problemem może być przełamanie naszego lenistwa, które trzyma nas pod egidą berlińską. Elita naszego państwa nie rozumie, że Ameryka nie daje, a pożycza. Zwrot pożyczonej kwoty nie zawsze jest przeliczany na dolary, czasem na lojalność. Póki tego nie zrozumiemy, Stany Zjednoczone nie spojrzą na nas, jako potencjalnego partnera do rozmów.
Niezwykle ważnym kluczem w naszej geopolityce nie powinna być tylko budowa bloku Środkowo-Wschodniego, a także regionalny silny sojusznik. Takim będzie Turcja. Tylko w taki sposób zapewnimy sobie bezpieczeństwo na najbliższe półwieku. Droga obrana aktualnie nas marginalizuje i stawia w roli pionka w grze, którego Niemcy poświęcą w imię własnej racji stanu.
Zdjęcie: arka.eu
Zainteresował Cię artykuł? Polub profil Realpolitik.PL na Facebooku, aby dowiadywać się na bieżąco o dodawanych przez nas treściach : )

Adam Stankiewicz
