Coraz mniej Polaków na bieżąco śledzi rozwój życia politycznego w naszym kraju – nie czytamy gazet, nie rozmawiamy, a wreszcie – nie chodzimy na wybory . Co kryje się za spadkiem zainteresowania sferą publiczną? Brak czasu, zwątpienie w uczciwość polityków, a może zwykła ignorancja? Odpowiedź może zaskoczyć.
Aby rozprawić się z truizmami i narosłymi na ten temat miejskimi legendami, przyjrzyjmy się najpierw faktom – Polacy z najbardziej rozpolitykowanego narodu w Europie, stali się politycznymi ignorantami. Dane te dziwią, w obliczu głośnych deklaracji patriotyzmu naszych rodaków. Wg portalu EurActiv i instytutu Ipsos-MORI, Polacy znaleźli się w czołówce narodowości, które najczęściej mylnie postrzegają rzeczywistość i wiedzą najmniej o swoim społeczeństwie.
Spadek zainteresowania polityką szczególnie razi w przypadku osób młodych, wkraczających w dorosłe życie. Według raportu ISP 44 % młodych Polaków nie interesuje się polityką, scenę polityczna uważnie obserwuje jedyne 14 %, a 77% badanych negatywnie ocenia klasę polityczną.
Telewizja kłamie
Trudno się temu dziwić. Wystarczy przyjrzeć się najbardziej powszechnemu źródłu informacji. Włączam telewizor i przeskakuję po kanałach – TVN24, TVP Info, Polsat News, Superstacja. Cztery kanały, które na okrągło odświeżają te same newsy, dyskutują nad sondażami, małą Pandą w chińskim ZOO, nad Ukrainą i szansami poszczególnych kandydatów w nadchodzących wyborach prezydenckich.
Od czasu do czasu trafi się prawdziwa gratka – kilku ekspertów, zażarcie debatujących nad stanem debaty publicznej.
Być może jest to jedynie subiektywna i krzywdząca ocena. Owszem — media, nie bez przyczyny nazywane „czwartą władzą”, kreują nieprawdziwy, wynaturzony obraz polityki, ograniczający się do międzypartyjnych potyczek i układów, spłycając kwestie istotne, lub pomijając kluczowe informacje. Nie dzieje się to jednak bez przyczyny. Stacje informacyjne publikują tylko takie wiadomości, jakich oczekują od nich odbiorcy, by mogły generować zyski poprzez pozyskiwanie reklamodawców. Bez stałego poziomu oglądalności nie są w stanie utrzymać się na rynku medialnym.
Coraz częściej stacje, które mienią się poważnymi, produkują programy plotkarskie. Jak ubrała się popularna aktorka, gdzie się teraz chodzi, kto, gdzie i z kim. Tabloidyzacja ogarnia więc również sferę polityczną — zamiast skupiać się na merytoryce programów partii, czy ustawach, nad którymi pracuje Sejm, z mediów możemy się dowiedzieć, jak schudł Hoffman i jak grillują państwo Komorowscy.
To, jakie treści docierają do nas zza ekranu telewizora jest silnie uwarunkowane poziomem masowego odbiorcy. Po co stacja miałaby publikować informacje, których telewidzowie nie rozumieją lub uważają za nieistotne, czy wręcz nudne?
Szkoła ogłupia
Odpowiedź jest prosta. Żeby móc samemu wyrobić sobie pogląd w jakiejkolwiek kwestii, należy nie tylko operować pewnymi pojęciami z zakresu politologii, ale przede wszystkim posiadać wiedzę historyczną, ekonomiczną, socjologiczną. Najbardziej istotna jest jednak wiedza o tym, jak funkcjonuje społeczeństwo, w którym przyszło nam funkcjonować.
Jak podaje warszawska gazeta „Metro”: „72 % młodych nie potrafi nic powiedzieć o swoich poglądach politycznych. To najgorszy wynik od 20 lat. Rekordowo dużo (58 %) na pytanie o to, która z istniejących partii najbardziej im się podoba, twierdzi, że nie ma takiej partii”. Kolejnych 21 %. — znów rekord ostatnich dwóch dekad — mówi “nie wiem”. 55 % określa swoje zainteresowanie polityką jako “żadne” lub “nikłe”.
Niski poziom nauczania z zakresu wiedzy o społeczeństwie i historii to kpina. Licealista nie tylko nie czyta (lektur), ale też rzadko kiedy potrafi poprawnie odpowiedzieć na pytanie, ile lat trwa kadencja prezydenta Włoch, jak nazywa się premier Francji i na czym polegały reformy Kwiatkowskiego, chociaż taką wiedzę obejmuje podstawa programowa. Gorzej, kiedy nie wie, ilu posłów liczy polski Sejm, jak przebiega proces legislacyjny i czym jest bikameralizm.
Nie jest to jednak efekt tylko i wyłącznie nietrafionych reform okrajających wiedzę do umiejętności poprawnego wypełnienia testu. Problemem są nauczyciele i ich zwierzchnicy z MEN, którzy na modłę przestarzałego pruskiego systemu, dążą jedynie do przekazania wiedzy ujętej w podstawie, ograniczając kreatywność i pasję uczniów w pogoni za „przerobieniem” kolejnego przewidzianego przez program tematu.
Pytaniem bez odpowiedzi pozostaje, czy powodem tego stanu rzeczy jest lęk nauczycieli przed wykraczaniem poza ramy nauczania, ukazaniem swojej niekompetencji, czy też ich lenistwo. Jedno jest pewne – taka postawa godzi przede wszystkim w tych, których z założenia edukacja w publicznej placówce powinna rozwijać.
Przyzwyczajeni do tego stanu rzeczy młodzi ludzie nie zadają niewygodnych pytań, nie rozwijają swojej ciekawości. Przedmioty humanistyczne i społeczne traktowane są ze sporą dozą cynizmu i lekceważenia, jako te „nieprzyszłościowe”. Zamiast pobudzać umiejętności poznawcze i zdrową ciekawość względem otaczającego ich świata, szkoła produkuje ćwierć-inteligentów zdolnych jedynie do mechanicznego i odtwórczego wykonywania przyszłego zawodu.
Młodzież trwa więc w przekonaniu, że jedynie ocena z egzaminu może wpłynąć na ich przyszłość – jeśli pójdą na studia ekonomiczne, informatyczne, czy prawnicze, z pewnością znajda dobrze płatną pracę – i ciężko ich za to winić.
Kariera wciąga
O ile w przypadku młodzieży odpowiedzialność za brak zainteresowania polityką i jej zrozumienie można zrzucić na niekompetentnych dorosłych, o tyle samych dorosłych trudno jest rozgrzeszyć z postępującej ignorancji.
Badacze zauważają, iż zainteresowanie polityką zalicza stały i gwałtowny spadek od lat osiemdziesiątych, kiedy to wskaźnik ten wynosił ok. 56%. W latach 1990–1999 odnotowano utrwalenie tej szkodliwej tendencji.
Zjawisko wydaje się być specyficzne w obliczu faktu, iż przełom polityczny i społeczny będący następstwem demokratyzacji wreszcie umożliwił obywatelom jakąkolwiek ingerencję w system, w którym partycypują. Wtedy też odnotowano spadek zaufania społecznego do instytucji szeroko pojętej władzy zwierzchniej, a także po raz pierwszy obojętność względem zjawisk politycznych. Czyżby było Polakom tak dobrze, że aż źle?
Na podstawie poczynionych obserwacji można wysnuć co najmniej kilka teorii na temat pogłębiającej się ambiwalencji politycznej. Paradoksalne zadowolenie z klasy politycznej i efektów transformacji ustrojowej – co do tego można mieć jednak uzasadnione wątpliwości. Co bardziej prawdopodobne, Polacy skupiają się na swoim własnym „tu i teraz”, nie czekając na spełnienie politycznych obietnic i budując własną karierę.
Studiujemy, dokształcamy się, pracujemy zawodowo, stoimy w korkach, a po powrocie do domu staramy się zapewnić naszym bliskim satysfakcjonujące życie rodzinne. Czasami po prostu brakuje nam czasu na politykę.
Jeśli jednak już go znajdziemy, znacznie chętniej oddajemy się innym zainteresowaniom. Trzeba zauważyć, że czasy, w których żyjemy, mają więcej do zaoferowania, niż PRL. Wszechobecna rozrywka, moda, sport, życie celebrytów wydają się być dla większości z nas ciekawsze, niż to, kto kogo obraził na mównicy sejmowej.
Kiedyś śledziliśmy z zapartym tchem rozwój afery Rywina, a teraz nie możemy oderwać się od Warsaw Shore — znak naszych czasów.
Polityka rozczarowuje
Polacy są rozczarowani establishmentem i klasa polityczną. Zamiast jednak ją zmienić (czyli chodzić na wybory, zakładać własne partie i stowarzyszenia polityczne) narzekają – głównie w intrenecie.
Przeciętny obywatel nie odczuwa, by miał jakikolwiek wpływ na politykę, jednocześnie oczekując od rządzących wysokiej etyki i kompetencji. Problem tkwi w tym, że najchętniej oddajemy głos na sobie podobnych – czym można by wytłumaczyć wejście LPR-u i Samoobrony. Nie widzą, by pojedyncza ustawa miała większy wpływ na ich życie i oczekują natychmiastowych efektów, często nie zauważając, jak w ciągu 25 lat od transformacji ustrojowej podwyższył się ich poziom codziennego życia. Czujemy się pozostawieni sami sobie – aż do kolejnej kampanii wyborczej, podczas której rozpoczyna się walka o każdego wyborcę. Wieczne niezadowolenie bywa budujące, jeśli zachęca do lecz w tym przypadku jest destruktywne.
Pogłębiające się niezadowolenie i ogólne rozczarowanie nie są jednak winą jedynie statystycznego wyborcy. Ludzie nie ufają politykom w obliczu licznych afer politycznych, nagłaśnianej przez media wciąż dużej skali korupcji i nepotyzmu.
Ludzie czują się pozostawieni sami sobie. Problem w tym, że rozczarowanie te wiąże się również z brakiem jakiejkolwiek inicjatywy. Przecież polityka nie ogranicza się jedynie do szopki na Wiejskiej. Równie ważna, jeśli nie ważniejsza jest polityka samorządowa, lokalna, będąca bliżej ludzi i ich codziennych spraw. Cytując Thomasa Manna — „Nie ma nie-polityki. Wszystko jest polityką”, należy uświadomić sobie na nowo, że wszystko to, co nas otacza jest efektem jakiejś polityki lub jej braku. Nie podoba ci się stan drogi? Dlaczego obywatelu nie złożysz petycji w tej sprawie?
Kluczem do ponownego zainteresowania społeczeństwa polityką – już na wczesnym etapie – jest pokazanie obywatelom tego, jak wielki wpływ ich codzienne wybory mają na życie społeczne i jak polityka może diametralnie zmienić ich życie osobiste. Od polityków zależy przecież wysokość stypendiów, rent socjalnych i wysokość wieku emerytalnego – ale nie tylko. Droga, po której jedziemy do pracy, zieleń miejska, dopłaty dla rolników i rynki zbytu – to wszystko wpływa bezpośrednio na poziom życia każdego z nas i kształtuje osobiste decyzje.
Zdjęcie: 3obieg.pl
Zainteresował Cię artykuł? Polub profil Realpolitik.PL na Facebooku, aby dowiadywać się na bieżąco o dodawanych przez nas treściach : )

Natalia Bartkiewicz

Ostatnie wpisy Natalia Bartkiewicz (zobacz wszystkie)
- Polacy brzydzą się polityką — 1 kwietnia 2015
- Ukraina — problem Zachodu, problem Putina — 18 września 2014
- IV rocznica katastrofy smoleńskiej — festyn czy obchody? — 15 kwietnia 2014